beautiful

beautiful

niedziela, 8 czerwca 2014

melting ice caps.

Oficjalnie ogłaszam, że dzisiaj był światowy dzień opalania na słońcu swoich pięknych części ciała. Nie dlatego, że koś tak wymyślił i wpisał do kalendarza, tylko ja to wymyśliłam i oficjalnie wam to teraz ogłaszam I wszyscy którzy spędzili dzisiaj na słońcu chociaż 13 minut mają ode mnie "hug" ♥. Na balkonie, na tarasie, w parku, na plaży, na trawie, na przystanku, na rowerze, w samochodzie. Nawet przez okno. Nie ważne gdzie się opalaliście. Chodziło tylko o to by postać/posiedzieć w słońcu i łapać tą energie. Ja wiem. Ona wypalała oczy i mózg, ale wydaje mi się, że jest niezbędna jak jedzenie, jak picie, jak przyjaźń.


param.pam.pam.pam.
Gorrąco mii. Mam nadzieję, że chociaż trochę mnie słoneczko złapało. W każdym razie, jadę dzisiaj jezcze na rowerze za basen z rodziną (najprawdopodobniej), więc "kochanie. jeszcze się spotkamy. ♥" Teraz umieram w moim różowym pokoiku. Jest śliczniutki. Aczkolwiek chyba już nigdy bym takiego nie wykreowała. Jest tak różowy i słodziutki że razi w oczy. Różowe ściany, różowe zasłonki, różowe krzesło, nawet różowy dywanik pod tym krzesłem i różowa narzuta na łóżko. Jakaś patologia. Tylko to nie jest taki... Majtkowy róż.. To jest róż przechodzący w bordo. A mój kot cudownie do niego pasuje. ♥

BUlum. Wstałam dzisiaj o 12. I nie mogę stwierdzić żebym się wyspała. Wróciłam do domu koło  4:30. Tatuś Rafała mnie podwiózł. Ach ten Rafał. Taki okrutny. Prosi tatę żeby w środku nocy jeździł po jakichś zadupiach za Grójcem. :o
Nie. Żartowałam z tymi zadupiami. Ale 50km w jedną stronę to trochę dużo..
W każdym razie, było fajnie. Tylko od 24 zimno się zrobiło. Potem tylko smutek i szczękanie zębów.
Trzech geniuszy poszło do lasu w środku nocy. I bawili się w braterstwo krwi przegryzając sobie ręce na wylot. Idioci.
Babcia naszej gospodyni nie mogła przez nas spać, bo się za głośno zachowywaliśmy. W sumie się nie dziwię. Ale tak czy owak biedna babcia..

Ale to zawsze nowe doświadczenia. Wydaje mi się, że po raz pierwszy i ostatni w tym roku widziałam wschód słońca. Był cudowny.
Jedyne co potrafiłam przy tym wrażeniu opisać:
Krwisty wschód rozlewa się po horyzoncie. Cienki pas chmur oddziela dzień os nocy. Ciemna strona nieba cofa się za zachodnią granicą świata. Galaktyki znikają. Życie rozpoczyna się od palety różów i fioletów. Wschodzące słońce zmienia kolory chmur. Z czarnego, przez niebieski, błękitny i różowy kolor puddingu. Niebo wygląda jak dwukolorowa tęcza. Jest pięknie.
Później chmurki zrobiły się pomarańczowe, a kiedy krwiste słońce zaczęło wschodzić, znikły zupełnie. I zaczął się nowy dzień.
A teraz jest tak gorąco. ♥
Istne szaleństwo.


.................................................
Nadzieja matką głupich. Dlatego staram się niektóre rzeczy stwierdzać.. Przynajmniej dzisiaj. Przynajmniej teraz.
Martynna jutro rano pisze poprawę z matmy. Bardzo proszę trzymać za nią kciuki, bo się bardzo stresuje. Biedna.. Ale jak teraz to zaliczy, to całe wakacje będzie miała wolne. :)

W każdym razie. Ten dzień był udany. Cudownie się zaczął (wschód słońca widziany NA ŻYWO PRZEZE MNIE ♥ najprawdopodobniej ostatni raz w tym roku..) i kończy się też ładnie (świadomość że opaliłam sobie nogi, jeździłam na rowerze, przeczytałam niemiecki, mam ładne sandałki, idą wakacje ♥)
Tak bardzo współczuję ludziom którzy muszą brać lekarstwa.. Ja bym zapomniała zażyć już pierwszego dnia..
Ja sklerotyk.
Życzę dobrej nocy. ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz