beautiful

beautiful

piątek, 30 czerwca 2017

Słoik wspomnień

Zdajemy sobie sprawę z tego co ktoś dla nas znaczy, dopiero kiedy go tracimy..
To samo tyczy się też rzeczy. zwierząt. miejsc. ...

Dzisiaj - 30 czerwca 2017 roku - ostatecznie uznanym dniem jako moje odejście z pracy.
W końcu mam wakacje, nie?
Moja funkcja w firmie niby nie była taka znacząca, ale wydaje mi się, że gdyby nie ja, to firma mogłaby ... Nie wiem co.. Ja tylko układałam dokumenty, które tonami spływały do firmy, sortowałam i wpisywałam pocztę do książki przychodzącej, i.. ogólnie dbałam o porządek w segregatorach. Niby nic... Ale..
Jak koleżanki z pracy dowiedziały się, że z końcem czerwca odchodzę, nagle (wszystkie po kolei) zrobiły wielkie oczy i zaczęły pytać dlaczego? jak to? kiedy wrócę?
Jedna powiedziała nawet, że będą mi wysyłać segregatory i poproszą żeby oddziały kierowały dokumenty do mojego domu. Zrobimy w nim mini archiwum. ;-)
Druga powiedziała, że jestem jej prawą ręką, i nie wie jak sobie poradzi beze mnie (tym bardziej że jej współpracownica, dziewczyna którą często zastępowałam na recepcji, od 1 lipca idzie na urlop..[jakoś mnie to nie dziwi.. to chyba już jej 70dzień urlopu w tym półroczu..]).
Zrobiło mi się tak miło..
Dostałam kwiaty na odchodne.
Szczerze mówiąc nie wiem czy do nich wrócę. Muszę przyznać, że ci ludzie byli (są!) świetni! Wszyscy mili, pomocni, każdy zagada, co słychać, a gdzie na wakacje.
Żałuję że nie będę ich widziała przez wakacje.
Ale ta praca nie jest dla mnie.
Chciałabym robić coś bardziej twórczego. A układanie i archiwizowanie dokumentów nie jest spełnieniem moich marzeń.

No ale zobaczymy.. co mi życie przyniesie.


Przyniosło mi dzisiaj...
Zaginął mój pies. Wzięłam go ze sobą do dziadków. Była ładna pogoda więc wypuściłam go na podwórko (dziadkowie mieszkają w domku). Dałam mu kostkę z zupy i wypuściłam, żeby zjadł na dworze. A ten drań.. Zwiał! W którymś momencie dzwoni dzwonek, jakaś kobieta mówi że piesek biega po drodze. Ja pędem! Nie wiedziałam co robić! Tam domy wszędzie. Wszyscy ludie jedzą kolacje. Pusto na ulicy. A mój piesek zaginął!
Tak w popłochu biegałam jak nigdy chyba jeszcze..
Dobre 30minut biegałam. Babcia i dziadek też szukali. Następna burza się zbierała, a jego nigdzie nie było. W końcu dziadek powiedział żebym wsiadła do samochodu i pojechała drogą którą mógłby znać (mój pies w sensie).
Znalazłam go jakiś kilometr od domu dziadków. Stał pod budowanym domem. Na całe szczęście nikogo tam nie było. Bo by go porwali! Dzisiaj rano robotnicy mówili "o jaki piękny wziąłbym cię do domu", więc bałam się że go ktoś ukradł. On bez obroży. Bez szelek. Nie oznakowany.
Ale na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze. Śpi teraz obok mnie. Umyty i pachnący. Mam nadzieję, że nie będzie chory, bo jak go znalazłam był cały mokry. Te burze są straszne.

I co ja bym bez niego zrobiła. To mój jedyny rolkowy, rowerowy, spacerowy, ogrodowy kompan.
Jakbym go nie znalazła to chyba bym się zapłakała.


Najważniejsze to szanować ludzi i zwierzęta. Wiadomo, zawsze można mieć nowego przyjaciela, zawsze można kupić nowe zwierzątko.. Ale to już nie będzie to samo.. Nie będzie się tak samo zachowywał, patrzył, śmiał z tych samych rzeczy, lubił tej samej muzyki..


Ale najważniejsze jest zaufanie..
Jeżeli komuś nie ufasz..
to nie jest on twoim przyjacielem.