beautiful

beautiful

wtorek, 30 września 2014

Chcę, czy nie chcę.. O to jest pytanie..

Nic sie nie chce. W opór. Mam dużo słówek do nauczenia.. Ale chyba mi się  nie chce..
Napadła mnie chandra.
Dziękuję wszystkim idiotom, że nie chcą dać o sobie zapomnieć. Co ja bym bez nich zrobiła...? Kurwa, nic. Nie umiałabym łapać chandry i się załamywać, przestawać wierzyć w siebie, nie umieć funkcjonować, nie umieć się nawet śmiać.


Jack jest taaki przystojny.... ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Spróbuję z tymi studiami w Londynie. Jak się nie uda to szkoda. Ale jak wyjdzie to będę się bardzo cieszyła. To by było coś cudownego. Nowi ludzie. Nowe miejsce. Nowa kultura. Nowe smaki. W końcu mogłabym nie jeść aż tyle. Może bym w końcu schudła.. Tutaj zupełnie nie potrafię się zmobilizować do chudnięcia. Ani nawet do ćwiczenia. Ciągle jest coś ważniejszego. Ciągle muszę się czegoś uczyć. Klasa maturalna to zdecydowanie masakra. Co pół tygodnia słówka na angielski w szkole (koło 80 na raz, ale prawda jest taka, że 1/3 zwykle znam) + po 70słówek które sama sobie znajdę i nauczę się na blachę na angielski dodatkowy. Do tego dochodzi jeszcze matematyka, której w tym roku zupełnie nie pojmuję. Geografia, czyli czysta pamięciówka. I polski. Ale na polskim robimy tyle co nic. Ale jak ktoś nie przeczyta lektury tylko streszczenie, to nie ma opcji na więcej z kartkówki niż 2. Po-raż-ka.


Lubię to zdjęcie. Jest na nim mój brat - Wiktor, ja i Martyna.
Jak tak patrzę, to przypominają mi się ciepłe dni, słońce, uśmiech, Kołobrzeg, wakacje..
Było cudownie.
Cieszę się, że mam przyjaciół, bo jakbym ich nie miała to marny byłby mój los.
Michał mi raz napisał, że zazdrości osobom, które mają mnie codziennie. (Z Michałem spotykamy się raz na dwa tygodnie.) Ale lubię go. Jest zabawny. Potrafi mnie rozśmieszyć i pocieszyć. Nie umiem się z nim pokłócić ani się na niego zdenerwować. Wkurwia mnie czasami, ale to chyba jak każdego. Poza tym jest bardzo miłym, dobrze ułożonym facetem. Mama uważa go za dojrzałego, i w sumie coś w tym jest..
Ale tak czy owak.. Nie potrafię z tym nic zrobić. Moja psychika się zamyka i po prostu nie umiem. Nie umiem kochać..
Chcieć a móc..
Zaproszę Shakespeare.a i Freud.a na jakąś imprezę. Może mi to jakoś wytłumaczą wspólnie.

To by było tyle ode mnie.
Idę dokształcać się z angielskiego i posiedzieć trochę z mamą.
Życzę miłego wieczoru i kolorowej nocy.

poniedziałek, 29 września 2014

wulkan wybuchnął na małej wysepce zwanej sercem.. ♣

Dzień dobry wieczór. Właściwie to już noc. Powinnam od półgodziny już spać, bo rano nie mogę wstać..
Jutro idziemy do kina na "Miasto 44", jako jedyna klasa maturalna. Nie wiem jakim sposobem, ale zawsze możemy gdzieś iść, kiedy pół szkoły zostaje. No ale.. Dobra nasza. Tracimy sprawdzian z niemieckiego. :3
Właśnie. Co do sprawdzianów. Mam zatrzęsienie.Dzisiaj był z geografii. Właściwie to umiałam, ale zdaję sobie sprawę, że nie byłam douczona na 150%. No ale tak bywa. Zadania były trudne. Ale to przygotowanie do matury, więc czego ja sie spodziewałam..?
Ja to bym chciała, żeby na każdej lekcji, na początku, dziewczyny dostawały kwiatki, miały czas na zachwycanie sie nimi, po czym pani by chwilkę poopowiadała gdzie taki kwiatki możemy uprawiać, w jakich krajach i tak dalej.
Byłoby zabawnie, a jednocześnie miło i romantycznie. :)

Co do romantyczności. Idę na studniówkę z moim przyjacielem! ^.^ (jeżeli oczywiście mogę go tak nazwać, ale chyba nie będzie miał nic przeciwko.) Ogólnie kumpel z klasy. Nie ma z kim iść, ja też nie, a skoro już zapytał... ^.^ Czemu nie. Zresztą.. Co to za różnica. Przyjaciele trzymają się razem. ^.^


Ach. Mam botki z H&M.u, ale o tym już chyba wszyscy wiedzą. Ale. Jak chodzę po szkole mam wrażenie, że wszystkie oczy są skierowane na mnie. Jak reflektory. Masakra. Zupełnie nie wiem co mam o tym myśleć. Koleżanki z klasy mówią, że "łał", "fajne buty", "też takie chciałam ale nie miałabym odwagi w nich chodzić". A ja nie bardzo widzę w tym cokolwiek wymagającego odwagi czy nawet pewności siebie. Ale lubię je. :3 W sobotę umówiłyśmy się z Martyną do teatru na występ jej koleżanki. Występ odbywał się w Starej Prochowni (?) na Starym Mieście. W każdym razie, całą godzinę przesiedziałyśmy w kuckach, bo nie było już na sali wolnych miejsc. I tylko musiałam się przesuwać jak na scenę wjeżdżała wielka skrzynia. Ale właśnie, do czego zmierzam. Po przedstawieniu (na które właściwie biegłyśmy, bo byłyśmy spóźnione), nie wiedziałyśmy co robić, więc przez pół Nowego Światu, a później przez Ogród Saski podreptałyśmy na Marszałkowską na Kebaba. A później pod Pałac kultury, żeby w spokoju zjeść.
Z czystym sercem muszę przyznać, że był to zdecydowanie udany wieczór, i mogę się pisać na takie co tydzień.
Dziękuję Martyno kochanie.♥♥♥♥♥


Hmm. O czym by tu jeszcze..

Angelika robi urodziny w sobotę. Zostałam zaproszona. Ale zupełnie nie wiem co mogę jej załatwić. Chcemy klasowo zrobić zdjęcia z napisem "Happy Birthday 18", ale to zupełnie obok. Jutro po kinie zobaczę co jest fajnego w sklepach.

Właśnie. Mam nowe pomysły na zdjęcia, ale znając moje piękne, i cudowne, i nieprzewidywalnie kurde, kurde, kurde życie... Nie wypali. Moje koleżaneczki jak zawsze będą miały dużo wolnego czasu, ale nie dla mnie.
W ogóle.. Sandra mnie znienawidziła.. Bo "miłość jej życia" do niej nie przylgnęła. Przylgnęła do mnie. I jest mały problemo, bo nie bardzo wiem co z tym zrobić.. Ale chyba dam sobie spokój i.. Bardzo przypadkowo, nie mówiąc nikomu zakończę tę przyjaźń. Bo mam już serdecznie dosyć tych wahań nastrojowych i wciąż zmieniających się stanów umysłu. A skoro ktoś nie chce mnie znać, to po co mam sie wysilać i psuć mu genialne plany na uratowanie świata..

Pan były chyba nie może sie pogodzić z faktem, że mnie już nie ma. Znaczy sie nie mnie, tylko "jej". Więc - "jej" już nie ma. Pierdolona kuleczka wyskoczyła z maszyny losowania. Prawdopodobieństwo 206843. (nigdy chyba nie ogarnę tego działu. muszę się w końcu zaopatrzyć w książkę.)
A skoro i tak nie umiem kochać to po co nadzieja..?
Następny sobie narobił nadziei i nie wiem co teraz będzie..
Katastrofa..



I to by było chyba na tyle..
Życzę kolorowej nocy. ♥


piątek, 19 września 2014

Genius and me. ♥

Dobry wieczór.
Jest zimno.
Znalazłam na youtube potencjał na dobrą piosenkarkę. Jej głos kojarzy mi się trochę z Taylor Swift.. Ale w każdym razie jest niezła :3
https://www.youtube.com/watch?v=eB8lHxG_Xe4

To jest straszne!
Mój przyjaciel chodzi do liceum Dąbrowskiego, do matfizu i ma tak rozszerzoną matematykę, że nie rozumiem zupełnie nic z jego sprawdzianów..
A jak ja czegoś nie rozumiem, to jest bardzo źle. Pszczołas może potwierdzić. :)
Za każdym razem na matematyce mówią, że jak ja czegoś nie rozumiem to kłamię. Na chyba każdym sprawdzianie nic nie rozumiem, a później dostaję czwórki i piątki.
Ja geniusz. Czyżby..?
Autentycznie nic nie rozumiem z zadań Michała. Paranoja! A jak ja czegoś nie rozumiem z moich prac domowych to on tak czy owak potrafi mi je wytłumaczyć. Taki cudowny przyjaciel. :3


Kurcze. Mogłabym tak wyglądać jak ta dziewczyna..
Chyba jutro będę musiała zrobić sobie "maseczkę" na włosy z olejku rycynowego. Zupełnie przestału mi rosnąć. A chciałabym, żeby na studniówkę były do talii.. Teraz dosięgają łopatek i strasznie się rozdwajają.. :(

To i wiele innych zdjęć znalazłam na weheartit.com więc jeśli lubicie inspirować się, podziwiać czy po prostu patrzeć na ładne zdjęcia, zapraszam. To jest coś w stylu tumblr'a, tyle tylko, że na tumblr'ze można pytać użytkowników i pisać do nich wiadomości. Tumblr jest czymś w stylu bloga. Fotobloga albo po prostu bloga pisanego. Ja mam fotobloga.
A na weheartit tylko serduszkuje się zdjęcia. I każdy ma podobne konto (różnią się tylko zdjęciami i gustami). :)


Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!
Wszędzie takie chude nóżki.... :3

Właśnie! Pytałam dzisiaj kolegę jak to zrobił, że przez wakacje zrzucił koło 20kilogramów. Powiedział mi, że codziennie robi po 70 basenów, zjada dwa jabłka i obiad składający się z kurczaka, ryżu i gotowanych warzywek. I na tydzień wychodzi mu koło 2 albo 3 kilogramów. Bo rzeczywiście przyszedł po wakacjach i wygląda inaczej. I sama to zauważyłam. Wiszą na nim ubrania. :o
Stwierdziłam, że chciałabym spróbować takiej metody, ale chyba nie mam tak silnej woli.. Poza tym z moją rodziną byłoby trochę trudno, bo mama i babcie wciskają we mnie jedzenie. Więc jakbym mieszkała sama albo z Martyną, może by wypaliło, ale z moją rodziną.. - zdecydowanie nie ma szans.
Poza tym Żołądi mówi, że przez to ciągłe "niejedzenie" non-stop jest zdenerwowany i czasami jak wraca po basenie do domu to trochę się chwieje na nogach z wycieńczenia.
Szaleniec.

25października w Warszawie będę Desperados Night Party. Chciałam iść, ale jestem jeszcze chyba za młoda. Wydaje mi się, że to impreza dla ludzi między 23 a 30 rokiem życia. Oczywiście jeżeli są starsi to nic nie szkodzi, ale tak czy owak, wydaje mi się, że nie umiałabym się bawić na takiej imprezce. Bo to już z pewnością nie jest gimnazjalny czy licealny melanż, tylko poważniejsza, doroślejsza impreza dla studentów.
W każdym razie, jeżeli tam będziecie, to napiszcie proszę jak było. :3

Moje "przyjaciółki" chyba się na mnie obraziły, bo zamiast iść z nimi na koncert Kombajnu, wybrałam urodziny Angeliki. Prawda jest taka, że na jedno i na drugie chciałabym iść. Ale za każdym razem jak muszę iść na jedno wydarzenie, wybieram to ważniejsze. Pomyślałam sobie jak Angelika czułaby się, jakbym powiedziała jej, że zamiast przyjść do niej na osiemnaste urodziny idę na koncert zespołu, który pierwszy raz od dwóch lat (chyba) będzie grał, bo non-stop ćpali i prawdopodobnie organizują koncert tylko żeby zarobić kasę na ćpanie. Trochę porażka. A lubię Angelikę. W pierwszej klasie nie darzyłam jej jakoś wyjątkowo uwielbieniem, ale teraz jest okej. Przekonałam się na na szkoleniu szybowcowym (rok temu w wakacje), że nie jest taka zła. :)
Więc. Idę do Angeliki. Będzie jeszcze wiele koncertów, ale osiemnaste urodziny ma się tylko raz.

Uhuhuhuhu. Tyle mam do przekazania, że szok!
Od wtorku mieszkałam u babci (prawie w centrum Warszawy) razem z Martyną. Było fajnie. Lubię jej towarzystwo. Jest chyba moją jedyną przyjaciółką.. Nie licząc oczywiście jeszcze wielu innych koleżanek, które znam właściwie od zawsze. Ale z nimi nie utrzymuję tak bliskich kontaktów. A ona wie o mnie właściwie wszystko. Dobrze jest mieć taką osobę, której można o wszystkim powiedzieć. :)


Z jednej strony brakuje mi uczyć, ale z drugiej.. Boję się w coś wciskać..
Boję się, że wszystko znowu będzie tak samo. Że się będę denerwować. Że znowu ktoś będzie czegoś ode mnie wymagał..
Ale najbardziej boję się odrzucenia..
No ale nic..
Żyje się raz. I trzeba z życia korzystać.. :)

Właśnie sobie przypomniałam.
Ten lakier (SOS od EVELINE) naprawdę działa. Maluję nim paznokcie od jakiegoś miesiąca i rzeczywiście widzę efekty. Moje paznokcie rosną długie i mocne. Jescze troszkę się rozdwajają, ale mam nadzieję, że to się zmieni.

Miłego wieczoru. ♥

poniedziałek, 15 września 2014

i cry alone

Zastanawiam sie dlaczego ludzie za kazdym razem muszą zawodzić. Chyba że to ze mną naprawdę jest coś nie tak.
Nie moge mieć przyjaciół.  Nie potrafie mieć przyjaciół.  Bo albo ktos chce ze mną "być" albo nie chce mnie znać. A z dziewczynami jest różnie. Ale zwykle robie (dosyć) pozytywne wrażenie, a po kilku dniach, tygodniach, miesiącach nie odczuwają potrzeby żeby sie ze mną spotykać, rozmawiać, utrzymać jakikolwiek kontakt.
Właściwie, to nie ma żadnego znaczenia. Nie będę nikogo zmuszać do przebywania przy mnie.
Jest mi przykro. Nie. Jest mi cholernie przykro. Bo nie umiem ludziom mówić "nie" w niektórych sprawach. Tyczy sie to głównie facetów i tego jak sie zachowują wzgledem mnie. Jak mi odpowiada ten sposob, to jakkolwiek by sie nie działo,  nie mam (prawie) nic przeciwko. Chyba że sprawy idą za daleko. Ale tak bywa.
Życie jest okrutne.
Ludzie rozczarowują.
Nie ma miłości.
Nie ma przyjaźni.
Nie ma kontaktów.
Jest tylko ból i frustracje.
Tak źle i tak nie dobrze.
Mam mętlik w głowie.
Chcę zatrzymywać ludzi przy sobie ale.. nie chce ich nakłaniać do zmiany życia..

Nie potrafie być normalna i nic na to nie poradzę.
Umiem tylko ranić (a tego nie chce) albo zniechęcać do siebie. Więc nie będę robić nic. Może wtedy nikt nie zauważy że jestem inna.

czwartek, 11 września 2014

Bez tytułu

Dzisiaj siedzę w domciu i choruję. Jest 11 września.
Myślę nad zdjęciami. Chcę coś zorganizować. Mam wenę (chyba). Mam nadzieję, że dziewczyny będą mogły się spotkać w sobotę.
Nie wiem czy ta przyjaźń serio wypali. Ale to chyba nie zabrania mi myśleć o foteczkach? Właściwie.. Mogłabym poprosić dziewczyny, żeby mi też coś skombinowały.
Myślałam o tym żeby zrobić tour po Warszawie. Złapać najładniejsze miejsca. Poszwędać się po całym mieście. Tak czy owak, dziewczyny pewnie po dwóch godzinach będą miały dosyć.. -.-
No nic.

Chciałabym jutro skoczyć do Złotych Tarasów, albo do Reduty. Potrzebuję spodni (MOM :3 ) i kilku swetrów. Robi się coraz zimniej, a ja mam tylko jeden sweterek, kurtkę dżinsową i kurtkę skórzaną.
Lalalalalalalalala.
Tak sobie myślę, że nie wiem co ze sobą zrobić.. Powinnam czytać "Ferdydurke", ale to jest tak w opór nudne.. A nie chcę patrzyć na opracowanie, bo boję się, że zniechęcę się jeszcze bardziej.. :(


Tak sobie myślę co jutro założyć... I.. Nie wiem. Blablaablablablablabla.
Jak będzie zimno to na pewno wezmę moją kocią czapkę. :3
Nie wiem... Moja klasa chyba chce się jutro zerwać i iść na targi szkół wyższych.. Ale nie wiem czy pójdę.. Pewnie moja mama się nie zgodzi.. A jak w poniedziałek przyjdziemy to będzie przypał, że nie było całej klasy... Hm.hm.hm. Chcą się zwolnić po trzeciej godzinie lekcyjnej.. No nic. Może by wypaliło..

Uh. Wymyśliłam w co się ubiorę. Zakładam szare dżinsy, wysokie botki, kurtkę skurzaną albo dżinsową, czarną koszulkę, czapkę kota i mega dużo złotych dodatków. :3 Będzie cudnie. :3

Boli mnie brzuszek nadal.
No nic.
Nikogo to nie obchodzi.

W każdym razie....
Życzę kolorowej nocy. ♥


wtorek, 9 września 2014

I'm the most little innocent liar you have known :3

Byłam chora. Miałam katarek i bolała mnie główka. :(
Będę składać papiery na studia do Londynu. Jeszcze nie mam wybranej uczelni ani kierunku, ale niedługo coś wymyślę. Właściwie to myślałam o psychologii albo pedagogice. Ale to jeszcze nic pewnego.

To jest ten moment w moim życiu, kiedy dochodzę do wniosku, że MelonLady jest kobietą zdecydowanie godną podziwu. Jej styl jest fantastyczny. Czasami wygląda wyjątkowo niekorzystnie, ale trzeba jej przyznać, że jej szafa pęka od cudownych ciuszków i biżuterii. To zdecydowanie mój styl. A przynajmniej mi się tak wydaje. Nie jest wyzywający, nie za sodki, nie za ostry, nie czarny ale jednocześnie nie aż taki kolorowy. Śliczny.
Tyle tylko że nie mam różowych, fioletowych ani szaroniebieskich włosów.


Lalalalalalala.
Moja mama nie lubi jak się ubieram na czarno. Podobno wtedy wyglądam jak ćpunka i anorektyczka. Tak mi ostatnio powiedziała. Właściwie.. Może troszkę.. Ale, to nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Ważne żebym sie czuła dobrze i nie wyglądała jak obdartus.. Tak mi sie wydaje..

W ogóle, ale był przypał wczoraj. Po szkole spotkałam się z Martyną i Michałem na mieście. Poszliśmy na noodle. Ach. Moje były pikantne. Jak skończyliśmy jeść poszliśmy do Złotych Tarasów. Właściwie to żeby posiedzieć i ponicnierobić. A tak właściwie właściwie, to żeby kupić w KFC dolewkę i pić Pepsi. Omnoomnomnom. No ale nic. W domu byłam koło 18.40. Mama była na mnie strasznie zła. Przy kolacji oznajmiła mi, że to był mój ostatni wybryk, że po szkole mam codziennie wracać od razu do domu. Że zawsze jest coś do zrobienia. I że muszę się wziąć za naukę.
Małe przypomnienie:
Pierwszą klasę liceum skończyłam ze średnią coś około 4.5 (tylko dlatego że mi się nie chciało..).
Klasę drugą skończyłam ze średnią 4.75, czerwonym paskiem, frekwencją ponad 90% i książką z podziękowaniami za uczestniczenie w życiu szkoły (czyt. sekcja artystyczna samorządu uczniowskiego). Brałam też udział w akademii kończącej rok szkolny i nawet śpiewałam jedną piosenkę z zespołem który właśnie się tworzy.
Nigdy w życiu dobrowolnie nie zerwałam się z lekcji. Odrabiam prace domowe. Staram się uczyć z lekcji na lekcję.
What the hell is going on?!
Kochana mamo. Więcej wiary we mnie i w moje możliwości. Nie chcę spotykać się ze znajomymi tylko po to, by pogłębiać moją wiedzę na tematy związane z matematyką!

Jutro jedziemy ze znajomymi dowiedzieć się o kurs dla stewardess i stewardów. Chcielibyśmy się załapać do grupy kończącej kurs przed świętami. Nie wiem czy się tak da. Mam nadzieję..
No nic. Pojedziemy zobaczymy.


Łałałiła.
To zdecydowanie jest mój styl...... :'(
A teraz zaczyna się robić coraz chłodniej.
Muszę sobie poszukać kurtałki na jesień i właściwie na zimę też..
W TopShopie widziałam ładny płaszcz? kurtkę? nie wiem. Było czarne, długie, ładne i drogie.
BÓL!

Ach. Wspominałam o zespole. Więc, tak. Ludzie z mojej szkoły chcą zorganizować zespół. Jest trzech chłopaków na gitarach, perkusista i trzy damskie wokale. A może i cztery.. W każdym razie, chłopaki strasznie chcą utworzyć zespół (do którego już właściwie należę. AAA! NALEŻĘ DO ZESPOŁU MUZYCZNEGO!) i chcą grać na różne okazje koncerty w szkole. Dzisiaj się dowiedziałam, że mam delikatny głos i że z natapirowanymi włosami i w gorsecie bym dobrze wyglądała. No nic. W każdym razie będziemy grać.
Co najgorsze. Strasznie się różnimy preferencjami co do muzyki. Ja najchętniej śpiewałabym Myslovitz albo Dawida Podsiadło. Chłopaki ogólnie słuchają metaliki czy... takich w tym stylu.. -.-
To będzie trudne, ale może się dogadamy. :)
https://www.youtube.com/watch?v=rjPzRcfEzlQ

Życzę miłego wieczoru i kolorowych snów. ♥

poniedziałek, 1 września 2014

nie umiem już kochać?

lalalalalalalala.
Pierwszy dzień w szkole od ponad miesiąca.
łałałiła.
Było ssuper. Spotkałam moich przyjaciół. :3
Od jutra, przez najbliższe kilka miesięcy będę siedzieć w ławce z Pszczołą Pszczółkowskim. :) Z tom ciapom. :)
Nie mam jeszcze żadnych książek.
Sandra chce sie jutro spotkać. Inaczej. Chce żeby jej zrobiła zdjęcie sylwetki. Zastanawiam się tylko czy naprawdę muszę brać aparat do szkoły, a później pewnie czekać na nią po zajęciach, aż skończy swoje i łaskawie się odezwie i zapyta o miejsce. Nie wiem. To jej życie i naprawdę nie chcę sie w nie wcinać. Stwierdziła ostatnio, że nie będzie się spotykać z nami i Misiaczkami razem, bo nie. Ale pewnie chodzi o to, że skoro punkt jej zachwytów nie leci na nią,, to ona sie z nami w ich towarzystwie spotykać nie będzie. Co ciekawe, nie wie że my się sami spotykamy. A może i wie...?
My tacy przebiegli. Mwhahaha. ^.^
Cała ta sytuacja mnie śmieszy.

Lalaalalala.
Wszystkie moje zeszyty są ruszoffe. Suotkoooooo. :3

Wczoraj z mamą oglądałyśmy film Woody Allena "Życie i cała reszta". Zabawny film badzo realistycznie pokazujący satyrę życia.
I oglądając jak się aktorzy produkują zastanawiałam się nad sensem związków i życia. Nagle aktorka powiedziała "Kocham Cię. Nie mogłabym bez Ciebie żyć." A kilka scen później wyprowadza się od chłopaka i idzie do lekarza, żeby ten ją zadowolił fizycznie. Ten wcześniejszy koleś już jej nie wystarczał. Uczucie wygasło. I ciągle mam w głowie słowa "Nie mogłabym bez ciebie żyć". Ile jest historii gdzie bohaterowie się kochają. Mówią sobie że nie mogliby bez siebie żyć, po czym (w "Gwiazd naszych wina") on umiera, ("Życie i cała reszta") ona odchodzi, ("Skins") on umiera,  ("American Horror Story" jeżeli dobrze pamiętam) ona go zostawia bo jest niezrównoważony psychicznie.
Tylko "Romeo i Julia" są przykładem miłości która przewyższyła wszystko i ta druga osoba była w stanie się zabić z uczucia. Prawda jest taka że to strasznie głupie co zrobili.. Ale.. Wybaczmy im. Byli jeszcze za młodzi żeby pojąć, że w życiu nie ma tylko jednego księcia z bajki. Każdy może być księciem z bajki jeżeli tylko przyzwoicie się zachowuje i wygląda. Chyba, że ktoś ma bardzo wygórowane wymagania co do swojego księcia, wtedy sie nie wcinam.
W każdym razie, wydaje mi się, że mówienie "Nie mogłabym bez ciebie żyć" to zbyt pochopnie wypowiedziane słowa. Nie mamy wpływu na niektóre wydarzenia. Ludzie się zakochują i odkochują. Są ze sobą i się rozstają. To to samo co mówienie "Kocham Cię". Zupełnie nie rozumiem tego zwyczaju. Ktoś sobie wymyślił, że wyrażanie miłości musi odbywać się przez wypowiedzenie tych dwóch słów. To zupełnie bez sensu. A jeżeli już tych słów używamy, to nie róbmy tego zbyt pochopnie.
Chociaż...
Dla każdego miłość jest czymś innym.
Utarło się, że mówię "kocham cię" jak jestem z kimś w związku. Wtedy się całujemy, dotykamy, przytulamy, chodzimy do kina, do parku, na zakupy, spędzamy razem czas. Ale nadal jesteśmy w związku. A dlaczego by nie mówić "kocham cię" do ogółu? Do wszystkich ludzi którzy są nam bliscy. Wszystkich przyjaciół.
Ja kocham wszystkich i im o tym mówię. Szczególnie po alkoholu. :3 Co nie zmienia faktu, że mówię tak tylko do przyjaciół. Bo jak kogoś znam dzień czy dwa.. Nadal nic o nim nie wiem. Więc nie rzucam słów na wiatr.
Ale jak już coś wyjdzie.. Jakieś uczucie. To muzę się przekonać, że to jest TA osoba i dopiero wtedy ośmielam się wyznać moją miłość płynącą z serca. Ale to nadal nie jest to samo co "Nie mogłabym bez ciebie żyć". Nie. Raczej nigdy czegoś takiego nie powiem. Chyba że w żartach albo nieświadomie. W każdym razie, nawet jakbym coś takiego powiedziała to nie miałoby to dla mnie takieeeego znaczenia.
Kocham moich przyjaciół bo po prostu są cudowni. Czasami zapominam im o tym powiedzieć, ale nadal ich kocham.
Więc, tak. Rzucam słowa na wiatr. A może i nie rzucam.
Życie mnie czasami bawi. Poznaję mnóstwo ludzi. Wszystkich (prawie) lubię od pierwszego podania ręki i od słów "cześć jestem Karolina".
Z moją klasą tak się zaprzyjaźniłam, że bez wahania mogłabym (prawie) wszystkim powiedzieć, że ich kocham. Bo są po prostu cudowni. I ich kocham. Jak moich przyjaciół. ♥


Moje życie całe zepsute, bo nie lubię jak mnie ktoś dotyka (nie licząc przytulania o które sama proszę). Chodzi mi o taki zmysłowy dotyk. Na przykład jeżdżenie palcami po dłoni. Z jednej strony mi się podoba, ale z drugiej mam wielką ochotę zabrać rękę i schować się pod szafką.
Dochodzę do takiego pięknego wniosku że związek zrył mi banię.
Czuję się z tym strasznie. Z jednej strony chciałabym być kochana i pożądana, ale z drugiej.. Czuję się nieswojo. I nie chcę krzywdzić ludzi, jeżeli zrobią coś czego nie będę chciała..
Zwykłe pocałowanie kogoś w policzek, czy trzymanie za rękę sprawia mi małą trudność.. I zastanawiam się co ze mną jest nie tak..
Boję się że już sie nie będę potrafiła przekonać do związków i całej tej maskarady..
Że jakiekolwiek dotknięcie będzie wyzwalało we mnie strach i przerażenie.
Nie będę w związku. A jeżeli będzie jakieś uczucie to na pewno nie nazwę tego związkiem. Nie ma takiej opcji.
A jeżeli wystąpi coś to na pewno nie teraz. Nie w tej szkole. Nie w tym roku. Nie póki myślę.