beautiful

beautiful

wtorek, 12 stycznia 2016

Best Friend Forever, czyli po co mi ludzie

AAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!
Wracając do ostatniego posta...
Śniło mi się dzisiaj, że pofarbowałam sobie włosy na różowo!!!!! Nie miałabym z tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że ..... w lutym jest sesja, a przez dwa najbliższe tygodnie będę miała więcej kolokwiów niż miałam do tej pory.
No ale nic. Ważne, że jak się obudziłam, miałam piękne odrosty i cudowne, blond, zniszczone końcówki :P



Dobra. Ale dzisiaj nie o tym.
Temat na dziesiaj to.........
(tuturutuuuuuuuu)
.....PRZYJACIELE

Tak naprawdę nie mam wielu przyjaciół (mam nadzieję, że nikt się na mnie nie pogniewa..:p)
Mamy taką cudowną grupę z liceum. Jest nas 10 osób (z czego z Pszczółkosiem utrzymuję najlepszy kontakt). Spotykamy się co jakiś czas :)
Należę też do "grupki" z gimbazjum. I jest nas 5 i spotykamy się zdecydowanie częściej. Cztery dziewczyny i jeden chłopak. Jak mówię o tym ludziom, nie potrafią zrozumieć jak można mieć przyjaciela, który jest hetero. No ale jak widać - da się.
Większość ludzi którzy znam to po prostu kumple, koledzy/koleżanki, znajomi.. No nic.

W miniony piątek spotkałam się z przyjaciółmi z liceum. Niestety kilka osób nie mogło, ale i tak spotkaliśmy się w szóstkę i poszliśmy na pizzę. Uwielbiam się z nimi spotykać, bo przypominają mi się te chwile, które spędziliśmy razem w szkole. I serduszko mi się cieszy :> Przez cały czas, który spędziliśmy razem się śmiałam. Wiem mniej więcej na jakie trafili uczelnie, gdzie pracują, jak spędzają czas, jak im minęły święta. Ale tylko mniej więcej, bo najważniejsze było dla mnie "tu i teraz". Sam fakt że się spotkaliśmy. Że możemy się spotkać. Pogadać. Pośmiać się. Powspominać "stare dobre czasy". Strasznie mi tego brakowało. Najprawdopodobniej powodem tego zachwycenia na ich widok był fakt, iż na uczelni nie trzymam się z nikim konkretnym. Pierwszego dnia nie poznałam się z nikim i teraz mam do siebie straszne wyrzuty.
Kiedy wróciłam do domu, prawie się popłakałam. Może za bardzo emocjonalnie do wszystkiego podchodzę. Może to moja wina że z nikim nie gadam. Wiem! Wiem! Ja wszystko wiem! Ale po prostu... Tak mi ich brakowało.. Moich  przyjaciół. Moich "poprawiaczy humoru". Bo nawet w najgorsze dni potrafili mnie rozśmieszyć.

 
I wiem że jestem okropną egoistką. Że zależy mi na tym, żeby wszystko szło po mojej myśli. Ale ja nie potrafię bez ludzi. Nie umiem rano wstać pozytywnie nastawiona do świata jeśli wiem, że tego właśnie dnia, czeka na mnie ktoś kto chce ze mną porozmawiać. Kto potrzebuje moich słów. Kto potrzebuje moich uszu. Kto by na mnie czekał i codziennie o 7.30 mówił "co tak późno przyszłaś?! czekam na ciebie od dawna!!!:O " Hahahaha. Uwielbiałam liceum, bo ciapki z którymi byłam w klasie były najlepszymi ciapkami na jakie mogłam trafić. ♥♥♥♥♥♥♥



Kurczę noooooooo.... Uwielbiam ich... Za to jacy są. Za to że są cudowni, że są zabawni, że się uśmiechają, że się potrafią z siebie pośmiać, że..... są..
Dzięki nim jestem szczęśliwszym człowiekiem. ♥

Ale tak się zastanawiam.
Love me or hate me.
Nie da się mnie lubić tylko troszkę. Można się zmuszać do lubienia mnie. Ale ja się staram być pozytywnie nastawiona do wszystkich, więc udawanie że się mnie lubi byłoby po prostu nie fair. Byłoby po prostu smutne. Można mnie albo lubić, albo nie. Zdaję sobie sprawę, że jestem specyficznym człowiekiem, mam specyficzne poczucie humoru, czasami specyficznie się ubieram. Nie jestem jakąś pewną siebie seksbombą, zagadującą do wszystkich już pierwszego dnia, ale też nie jestem szarą myszką w dresie, która do nikogo się nie odezwie nawet jak potrzebuje, o nic nie zapyta, która nie chce kontaktu z ludźmi (nie mam dresu.... :o ).

Jest mi po prostu smutno, że tak rzadko widuję się z ludźmi których kocham.
Ale niestety życie (już prawie) od dwudziestu lat uczy mnie, że nie zawsze dostanę to co bym chciała, i że nie mogę mieć wszystkiego , staram się żyć z tym co jest. Bez gdybania. Bez traktowania wszystkich przeciwności losu jako porażkę. Może po prostu tak miało być.. :)



Kurrczee. Jestem chora i cały dzień mam leżeć w łóżku. A jest mi tak gorąco że nie idzie wytrzymać.. >.<

Mam nadzieję, że wy też macie przyjaciół. Jednego. Wielu. To nie ważne ilu ich jest, czy to facet czy dziewczyna, czy jest młodszy/a czy starszy/a. Ważne żeby dało się z tym kimś rozmawiać. Żeby można było z tą osobą porozmawiać. Wygadać się, wylać swoje problemy. A potem iść na gofry, piwo, pizze, cokolwiek i dobrze się bawić.
Ważne żeby przy tej osobie być sobą. :)

Milutkiego dniaa!!!!
I nie chorujcie! (kobieta w aptece sprzedała mi jakieś pastylki do rozpuszczania które... w żaden sposób na mnie nie działają. i trochę mnie to denerwuje bo od wczoraj wyłączyłam się zupełnie z życia domowego i uczelnianego(?). Ale na całe szczęście byłam wczoraj na etyce i nie będę musiała nadrabiać tych zajęć. A są naprawdę dziwne :O )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz