beautiful

beautiful

poniedziałek, 17 czerwca 2013

"  - Do kogo pani należy? - spytał Greenson.
   - Należę do tych, którzy chcą mnie wziąć. Do mężczyzn, do producentów, do publiczności. Wie pan, każdy wziął sobie coś ze mnie i próbował to zmienić: Grace McKee moje włosy, Fred Karger moje zęby, Johnny Hyde mój nos i policzki, Ben Lyon nazwisko... I uwielbiałam to. Nie wyobraża pan sobie! Największa radość to była zima 1954 roku. Mój występ w Korei.
   - Wiem. Znam te zdjęcia, widziałem je kilka miesięcy temu na NBC. Do kogo pani należy?
   Marilyn nie odpowiedziała. Marilyn wspominała Marilyn. Widziała ją, jak śpiewa przed publicznością złożoną z siedemnastu tysięcy mężczyzn, którzy gwiżdżą jak opętani. Przestała się bać. Zaczęła tournée od wizyty u rannych, później odwiedziła 45 Dywizję. Dziesięć spektakli na śniegu, przy temperaturze poniżej zera, w obcisłej krótkiej sukience zdobionej cekinami, włożonej na gołe ciało. Oszalali marines, od miesięcy pozbawieni kobiet, pożerali ją wzrokiem, kawałek po kawałku. By uniknąć zamieszek, musiała nawet zmienić słowa piosenki Gershwina. Zamiast: "Zrób to jeszcze", zaśpiewała: "Pocałuj mnie jeszcze!". Wykonała "Diamonds Are a Girl's Best Friend". Dla facetów, którzy narażali skórę w Korei za nic. By naprawić gafę, zaczęła seksownie tańczyć. Wiedziała, że to im się spodoba. Potem były kolejne koncerty. Któregoś dnia trzeba ją było ratować, wciągając na pokład helikoptera. Przytrzymywana przez dwóch żołnierzy długo wychylała się przez drzwi, śląc całusy mężczyznom wykrzykującym jej imię.
   - Do kogo pani należy? - powtórzył terapeuta.
   - Do strachu.
   - Strachu przed czym? Że jest pani sama?
   - To okropne, te dni, gdy czuję się osaczona przez czterdzieści osób, osaczona przez dwa słowa powtarzane setki razy: "Akcja", "Cięcie". "Pierwsze ujęcie, trzynaste ujęcie, dwudzieste piąte ujęcie". Tak naprawdę te słowa przerażają mnie i uspokajają, to dziwne. Dają mi złudzenie, że ktoś we mnie istnieje, że coś mam, że czegoś ode mnie chcą. Jestem tą, którą można wziąć. Potem jest cięcie, ale przez chwilę tam byłam, w oku obiektywu. Istniałam. Wiem, że należę do widzów i całego świata, nie ze względu na talent, czy nawet urodę, lecz dlatego że nigdy do niczego i nikogo nie należałam. Gdy nie należy się do niczego, do nikogo, jak nie powiedzieć sobie: Należę do wszystkich tych, którzy mnie chcą! "

                                                                                       "Marilyn, ostatnie seanse"
                                                                                        Michel Schneider



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz